„Lekarstwo na Krowę, czyli lekcja tolerancji dla najmłodszych”

Tyle się teraz słyszy o tolerancji. Że trzeba być wyrozumiałym, otwartym na innych ludzi itp., itd. My – dorośli wiemy, mniej więcej, jakiego „kalibru” jest to zagadnienie. Potrafimy z większą lub mniejszą precyzją określić, które z naszych zachowań i międzyludzkich interakcji są „aja”, a które „be”. No, a dzieci? Czy jesteśmy w stanie wytłumaczyć naszym milusińskim, czym jest tolerancja w praktyce i jak się jej nauczyć? Pewnie wielu rodzicom byłoby trudno przebrnąć przez to zagadnienie bez uszczerbku na zdrowiu (raczej psychicznym). Ale od czego mamy książki?!


  Pani Agnieszka Gadzińska podjęła wyzwanie, by poprzez zabawne historie przemycić do świadomości najmłodszych czytelników bezcenne wartości i postawy życiowe. „Lekarstwo na Krowę” – bo tak przewrotnie brzmi tytuł wydawnictwa Skrzat, łączy w sobie te cechy książki dla dzieci, które osobiście bardzo lubię. Humor, ciekawa treść, mądrość/przesłanie. Z zaciekawieniem i pewnymi ukształtowanymi oczekiwaniami zabraliśmy się więc z córką do lektury.



 
Już sama wizualna prezentacja książki zebrała u nas kilka punktów. Duży format, odpowiednia jak dla mnie liczba stron (niecałe 80), znakomita jakość papieru, twarda oprawa. Zaczęło się więc nieźle. We wnętrzu, naturalnie, znajdziemy grafiki. Ilustracji jest mnóstwo, a są one... dość specyficzne. Pod względem artystycznym są to z pewnością małe dzieła sztuki. Jednak do mnie raczej nie przemawiają. Wszystko jest jakieś takie „kanciaste” i nieco nawet przerażające. Mam wrażenie, że ilustratorowi, Panu Arturowi Gulewiczowi, bliżej jest do Picassa niż do wizualizatora (ale wymyśliłem teraz słówko!) książek dla dzieci. Cóż, kwestia gustu. Niech zatem nie zniechęci Was moja subiektywna opinia w tym aspekcie, gdyż najważniejsza, mimo wszystko, jest treść (z wyjątkiem komiksów). A tu baaardzo pozytywne zaskoczenie. 




Tytułowe „Lekarstwo na Krowę” to tylko jedno z trzech opowiadań, które tam znajdziecie. Przygoda Lusi, która w chwili złości wypowiada brzemienne w skutkach (dla jej starszej siostry Poli) słowa, zamieniając ją w krowę, to idealne preludium do późniejszej rozmowy z naszymi dzieciaczkami o: rodzinie, konsekwencji swoich czynów, siostrzanej miłości, tolerancji odmienności, akceptacji samego siebie... Mógłbym jeszcze długo wymieniać. 


Całość doprawiono naprawdę świetnym humorem, który nawet dorosłemu może nieraz wygiąć ku górze kąciki ust. Kolejne dwa opowiadania o pokrętnych, pozornie tylko, tytułach: „Lena, Kalafior i straszny ogród” oraz „Plomba, Szczepan i smocze jajo” kontynuują swoją misję edukacji poprzez zabawę. Nigdy bym nie wpadł na pomysł, żeby jednym z głównych bohaterem opowiadań zrobić np... chłopca diabła – zbyt ładnego jak na swój fach, wampira – mdlejącego na widok krwi, czy też ducha – odzianego w prześcieradło w kwiatki. Takich „zaplątanych” postaci jest oczywiście jeszcze kilka. Sprowadza się to wszystko do jednego mianownika: każdy jest inny, równie cenny i wyjątkowy. Za takie właśnie przesłanie płynące z kart niniejszej książki należą się autorce oraz wydawnictwu wielkie brawa.

Jeśli nadal wahacie się przed ew. zakupem „Lekarstwa na Krowę”, zastanówcie się: kiedy ostatnio sięgnęliście z dzieckiem po książkę żeby przeczytać ją KOLEJNY raz? Tutaj macie to jak w banku.

Dzisiejszy wpis bierze udział w kolejnej, trzeciej już, edycji akcji Przygody z książką 

Zwykłej Matki Wzloty i Upadki © 2015. Wszelkie prawa zastrzeżone. Szablon stworzony z przez Blokotka